- Spójrz na mnie – poprosił ostrożnie po dłuższej chwili milczenia, a kiedy nie zareagowała zaryzykował i uniósł dłoń by dotknąć jej policzka i przesunąć jej twarz znów w swoją stronę. Pozwoliła mu.
- Czego chcesz? – ponowiła patrząc na niego już zupełnie spokojnie.
- Daj mi swoją dłoń.
- Po co?
- Po prostu to zrób – nie ustąpił, więc nieufnie puściła rękojeść miecza i podała mu tę drobniutką rączkę.
Był bogiem wspomnień, najstarszym z nich wszystkich i miał swoje sztuczki. Zwykle wykorzystywał je w zupełnie innym celu, pokazywał scenariusze, które mroziły krew w żyłach, powodowały koszmary i zaciskały gardło. To ułatwiało życie, pozwalało uniknąć niekiedy niepotrzebnej walki, wystarczyło tak gładko połączyć wspomnienia z fikcją, by nie sposób już było rozróżnić jedno od drugiego. Kiedy to robił kończyło się na strachu, tak panicznym, że niemal namacalnym.
Nigdy dotąd nie wyciągał własnych wspomnień przed nikogo innego.
Nie robił tego bo im nie ufał, wiedział jak to się skończy, ale do końca zostało mu już za mało czasu, by się tym teraz przejmował. Chciał by wiedziała, by ktokolwiek oprócz niego wiedział i pamiętał. Dlatego prosił Andrielacha, by ten z nim nie szedł.
Był jeszcze jeden powód, który teraz zaciskał mu gardło bardziej niż chciałby to przyznać. On też udawał się w tę podróż, miał teraz pięć lat i znów był w swoim rodzinnym domu, którego zużytą drewnianą podłogę doskonale poznawał, a jego matka stała przed nim i wiedział co się zaraz wydarzy, bo już raz tam był.
Pokazał więc Pani Niebios śmierć swojej matki, ból, chorobę, zdrady i uczucie poniżenia, które piekło nieco pod przełykiem i paraliżowało skronie. Przyznał się jej do tego, co mogło go zabić, szybciej niż jej miecz.
- Oboje wiemy, że jesteś ode mnie silniejsza. Nie cofniesz się – mruknął kiedy puścił wolno jej dłoń. Pochylił nieco głowę, już nie patrząc jej w oczy. – Ja odbuduję swoją potęgę. Ty też. Razem?
- To jest ten moment kiedy mówię tak, prawda? Jakbym nie wiedziała, że zagrasz wszystko jeśli czegoś potrzebujesz – burknęła, ale mimo to widział jak kąciki jej ust nieznacznie się unoszą. Sama zacisnęła teraz ręce na jego dłoni. – Nie potrzeba mi współczucia, ale tobie też nie. Potrzebujemy armii.
- Zacznijmy od tego, że tutaj nie zostaniesz. Zabiorę cię do Piekła i ulokuję w bezpiecznym miejscu, musisz dojść do siebie. O armię się już nie martw, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem dostaniesz dokładnie taką, o jakiej myślisz – odpowiedział, więc puściła jego rękę i wstała. Otrzepała sukienkę z kurzu mierząc go spojrzeniem, zupełnie innym niż to, którym uciekała gdy przyszedł.
- Nie spodziewałam się tutaj akurat ciebie, a już na pewno nie po mojej stronie. Nie jestem głupia. Ile będzie mnie to kosztować?
- Kilka rozmów, może uśmiech. Potrzebujesz pomocy, a ja chwilowo mogę ci ją dać, korzystaj – odparł też się ponosząc.
- Co z Lucyferem i Belzebubem?
- Są zajęci sobą i państwem. Po wygranej Nieba mają problemy z odbudową struktur, z nowymi granicami i demonami nie szanującymi Sali Tronowej. Mają swoje małe wojenki do wygrania, nie zauważą cię.
- Pójdę, ale dobrze wiem, że będą przez to kłopoty. Z tobą zawsze są.
Ciężko byłoby odmówić jej racji. Otworzył portal i pozwolił jej przejść wprost do nory gdzie sam urzędował. Sam poszedł za nią i zaraz zamknął portal patrząc, jak bogini nocy rozgląda się dookoła, by w końcu wydać bardzo jednoznaczne prychnięcie.
- Co to za miejsce? Dbasz, by nie odebrano mu tytułu najbardziej obskurnego? – zapytała wzrokiem skacząc po plamach krwi na ścianach
- Nie, ale tu jesteśmy bezpieczni. Straż nie sprawdza pustostanów, co jakiś czas zmieniam lokal: pałac Piekielny ma na szczęście wiele opuszczonych korytarzy. Wiesz czym się teraz zajmuję, piekielne prawo nie jest jakoś specjalnie bardziej liberalne jeśli chodzi o proszki, broń i trupy.
- Tu chcesz mnie ukryć?
- Nie. Ale nie zaoferuję ci pokoi, do których nawykłaś, znaleźliby cię.
- Tak, to już zrozumiałam. Nie musisz się powtarzać, gdzie w takim razie?
- Znam całkiem przyjazną szemraną spelunę na czwartym piętrze. Stare demony tam nie chodzą, młode cię nie rozpoznają nawet gdyby widziały. Dostaniesz ode mnie ochronę, będą pilnować. Co prawda nie będzie luksusów, ale są też niewątpliwe plusy sytuacji: będziesz mieć blisko do wina. Wpadnę raz dziennie zamienić parę słów… stoi?
- Kiedy tak mówisz to mam wrażenie, że jesteś ja szczur. Do przetrwania wystarcza ci byle nora – mruknęła spokojnie zabierając jedyny czysty kieliszek z szafki i nalewając sobie z butelki ustawionej obok.
- To albo śmierć. Co wybierasz Wasza Wysokość? – zapytał bez najmniejszego zmieszania siadając do swojego stolika.
- Prowadź do tej speluny.
- Jest już za wcześnie, za duży ruch. Dopiero gdy znów pójdą spać będę mógł cię stąd zabrać. Usiądź, porozmawiamy.
Comments (0)
See all