Podszedł do niej uśmiechając się nieznacznie.
- Tu jesteś bogini – powiedział zupełnie spokojnie, a ona natychmiast zadarła do niego głowę łapiąc gwałtownie za swój miecz. Nie podszedł bliżej, bo pierwszy raz widział ją naprawdę przerażoną.
- To…. to ty – nie uspokoiła się wcale, a zacisnęła palce na broni mocniej. Miała niewielkie dłonie i kruche nadgarstki, tak bardzo, że gdyby jej nie znał mógłby pomyśleć, że naprawdę jest tak bezbronna na jaką wygląda. – Co tutaj robisz?!
Uniósł dłonie ku górze, żeby je dobrze widziała.
- Nic ci nie zrobię, nie po to przyszedłem. Strącili cię z tronu, wiem, ale zadbałem o to, by Lucyfer nie wiedział – zapewnił zaraz, więc opuściła wolno broń.
- Czemu tu przyszedłeś? – dopytała cicho i nie do końca pewnie.
- Teraz jesteśmy tacy sami, co nie? – mruknął, nim wreszcie usiadł przy niej na tej gołej ziemi. Zdawało mu się przez chwilę, że się odsunie, ale została.
- Ty na to zapracowałeś, ja nie. Zresztą, to i tak teraz nic nie znaczy – warknęła tonem zupełnie niepodobnym do tego sprzed chwili, więc odwrócił głowę i spotkał jej wzrok. Chwilę patrzył jej w oczy - spokojnie, tak, jak chciał w nie patrzeć zawsze.
- Jesteś Panią Niebios, pamiętasz? – zapytał wolno.
- Oczywiście. Do czasu aż mnie nie posądzą o dezercję albo nie zmuszą do podpisania dymisji, czyli już bardzo niedługo. Przyszedłeś żerować? Czego chcesz za utrzymanie tego w tajemnicy? Nie mam ci nic do zaoferowania.
Mówiła zdecydowanie, ale odrobinę za szybko jak na siebie, więc nie odpowiadał przez dłuższą chwilę nie odrywając wzroku od jej oczu, aż wreszcie się uspokoiła.
- Nie przyszedłem na nikim żerować. Jesteś Panią Niebios niezależnie od tego jaki wyrok zapadnie w siedzibie kapłanek – mówił widząc jak mu zupełnie niedowierza.
- Jak ty to sobie, przepraszam, wyobrażasz? Ja ci nie wmawiam, że wciąż jesteś władcą, oboje ponieśliśmy klęskę. Powiedz mi, przyszedłeś szukać tu Pani Raju? Bo jeśli tak to jej nie ma, administracja po prostu nie zdążyła jeszcze uzupełnić odpowiednich druków. Została córka tego tchórza Jahwe i tak mnie tu będą traktować – prychnęła.
- Ja nie urodziłem się w pałacu, ale ty jak najbardziej i nigdy nie widziałem, żebyś pochyliła przed kimś głowę. Sam Wszechmogący musiał ustąpić, tak? Więc zachowasz tytuł.
- Dureń.
- Nawzajem, zważywszy, że siedzimy tu we dwójkę. Wiem, że zostałaś sama, ale pora się pozbierać. Wiem kim jesteś i że skoro sam Wszechmogący Andrielach musiał się cofnąć to i ta banda histeryczek też niczego nie zrobi.
- On… pokazał mi już jak to wszystko się sypie. Wiedziałam, że tak się to skończy, oferował to, albo śmierć i sądzę, że łatwiej było wybrać jednak to drugie… - widział jak odwraca głowę i ucieka spojrzeniem ze wstydem za własne słowa. Było z nią gorzej niż sądził.
- Uwierz mi, że nie – syknął kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Czego chcesz? Po co tu przyszedłeś?! – krzyczała, a on nie cofnął dłoni, więc czuł jak drży.
Kiedy ją ostatnio widział była zupełnie inna. Pewna siebie, opanowana i zabójcza, nosiła swoją koronę jak tarczę i śmiała się tym wszystkim niebezpieczeństwom prosto w twarz. Do tej pory jej pewność ocierała się niebezpiecznie o szaleństwo… ale nie teraz. Teraz schowana za potarganymi włosami błądziła wzrokiem po własnych brudnych dłoniach i tylko jej prosty kark, hardość zarysowana na zaciskających się teraz wargach zdradzały, kim mogła być.
Comments (0)
See all